piątek, 8 maja 2009

Historia o murku...

Blogowanie ostatnio z mojej winy (Dżdżu) zostało zaniedbane, ale nie znaczy to, że siły twórcze w nas zamarły. ( O nie!)

Oto jak wyglądał murek łączący nasz dom z posesją sąsiadów. Zagradzaliśmy i zasłanialiśmy przepierzenie, ponieważ pies sąsiadów przeskakiwał nieustannie na nasze podwórko. Ku radości naszego psa. Bawiące się zwierzęta pozostawiały po naszej stronie pobojowisko. Skrzynie, klatki dla ptaków i stare doniczki na wiosnę nie wyglądały zbyt ładnie na murku, i dlatego AK postanowił go zagospodarować w taki sposób, by spełniał funkcje zapory i jednocześnie zaspokajał potrzeby estetyczne.

Przed metamorfozą:




Oto
jak wygląda murek z dwoma własnoręcznie zaprojektowanymi i zbudowanymi przez AK drewnianymi donicami na kwiaty oraz łukiem:




A to jest Luka, pies sąsiadów. Teraz bez przeszkód może nas podglądać:

A my możemy się z nią witać:


czwartek, 23 kwietnia 2009

Dwa oblicza tulipanów

Dwa oblicza tulipanów i dwie autorki. JK i KK.






wtorek, 21 kwietnia 2009

Hommage à Picasso

Pablo Picasso w swoim życiu miał wiele miłości. Pierwszą i tę, której pozostał wierny do końca, była sztuka. Podobno rysował od początku swego życia. Szkoda, że tych rysunków nie możemy teraz zobaczyć.

Wiele kobiet pojawiało się w jego życiu i znikało. Były tylko czasowymi inspiracjami. Były czymś, co niezbędne, ale jednocześnie dawało impuls na krótko.




JK namalowała obraz na podstawie dzieła Picassa „ Rysujący Claude, Françoise i Paloma” z 1954 roku. Na obrazie pojawia się Françoise Gillot – jedna z inspiracji Picassa, jedyna z jego kochanek, która nie została przez niego porzucona. To ona zostawiła Picassa.

Picasso sportretował ją i ich dzieci – Clauda i Palomę. To jeden z naszych ulubionych obrazów Picassa (mój i JK). Autotematyczny. Przedstawia Françoise i jej dzieci w czasie aktu twórczego. Syn maluje. Na kartce widać tylko cień jego ręki i pędzla, moment przed narysowaniem pierwszej linii na kartce. Siostra i matka patrzą z uwagą na to, co robi Claude.

Dzieci obejmuje rękami matka. W jej ramionach wydają się bezpieczne. Dodatkowo są otoczone kolorem. Poza ich obrys ich ciał wykonany czarną barwą rozlewa się kolor jak bańka mydlana. Indywidualność dzieci została zaznaczona oddzielnymi kolorami.

Co widział Picasso, gdy malował swoje dzieci i ich matkę? Tego nigdy się nie dowiemy.

Wiemy tylko, że dla Picassa „Czym innym jest widzieć, czym innym malować.”




Niedawno minęła trzydziesta szósta rocznica śmierci Pabla Picassa. Szukając informacji na jego temat, trafiłam na ten niesamowity film. Wydaje się, że każdy potrafiłby namalować tak kobietę lub ptaka jak on, ale uwierzcie mi, że to nieprawda. I ta muzyka Liz Durrett...


wtorek, 14 kwietnia 2009

"Edzia" (2)

Króliczek


Cały dzień przebawiła z tym cudnym, malutkim stworzonkiem, które dostało się do mieszkania rodziców Edzi za sprawą wuja. Kupił nieopatrzenie małe puchate żyjątko z myślą o swojej córeczce, kuzynce Edzi. Nie wziął pod uwagę, że musi załatwić jeszcze kilka spraw na mieście przed powrotem do domu, na wieś. Nie wiedząc, co zrobić, przywiózł malutkie zwierzątko na parę godzin pod opiekę do swojej siostry, a mamy Edzi mieszkającej w mieście. I tym sposobem mały króliczek dostał się w ręce Edzi.

Od pierwszego wejrzenia króliczek zdobył sobie całą miłość, całą uwagę małej dziewczynki. Mieścił się w dłoni, a jego serce biło tak szybko, gdzieś pod delikatnym puchem sierści, że kiedy Edzia wzięła go na ręce wydawało jej się , że za chwilę dojdzie do granicy swych możliwości i … stanie. Postawiła ostrożnie króliczka na podłodze. Na początku niepewny, nie wiedział, jak znaleźć się w tej sytuacji. Ale po chwili już chodził po dywanie: na początku zaczął powoli sprawdzać ruchliwym noskiem przestrzeń przed sobą. Chodzenie, a właściwie bardzo powolne dostawianie tylnich nóg do przednich, wydawało się pewniejsze, gdy króliczek odwracał się i znaną już drogą wracał w kierunku Edzi. Obserwowanie małego stworzonka było zajmujące, nic więc dziwnego, że mama Edzi ze zdumieniem spoglądała co jakiś czas z kuchni, żeby zobaczyć córkę, która wreszcie siedzi nieruchomo.

Króliczek był niezdarny, ale oswajanie pokoju Edzi szło mu całkiem sprawnie. Sprawdzanie, czy miękka materia pluszowego okrycia fotela jest zdatna do zapełnienia małego brzuszka, pochłaniała go bez reszty. Nawet jeżeli nie uda się jej zjeść, to zawsze przecież można ją posiekać dla samego użycia siekaczy. Sprawiało to króliczkowi satysfakcję i niewątpliwą przyjemność, dlatego Edzi nie przyszło do głowy, by udaremniać niszczycielskie zapędy małego przyjaciela. Przeciwnie, siedziała bez ruchu i patrzyła, jak małe białe ząbki dopełniają wzór na kapie dodatkowymi zawijasami.

Przeraźliwy dźwięk gwizdka czajnikowego z kuchni przeciął ciszę i Edzia pierwszy raz zobaczyła na przykładzie króliczka, co to znaczy „zamienić się w słuch”. Cały drżał. Małe uszka wyciągnęły się w górę tak bardzo, że niemal podwoiły jego długość. To, jak się zachować w sytuacji zagrożenia życia, jest wpisane w jego króliczość. Nie ma chwili wahania, nie ma chwili zwłoki – staje w pełnej gotowości a mocnymi uderzeniami silnych nóg, jak alfabetem Morse’a, daje znać innym królikom, nadaje sygnały, które mają ostrzegać.

Edzia patrzyła zauroczona, na królika i jego odkrywanie świata. Niedawno sama odkrywała świat, próbując go z taką samą niepewnością. Odkrywa go też teraz, patrząc na małego króliczka.

Nadszedł ten moment, kiedy wujek przyjechał i zabrał to zwierzątko, które sprawiło tyle radości. Łzy napłynęły do oczek Edzi. Usteczka złamały się w podkówkę, nosek zaczął drżeć tak samo, jak nos króliczka. Edzi wydało się, że bez króliczka świat po wyjściu wujka po prostu przestanie istnieć. Pierwszy raz Edzia czuła się tak pozostawiona bez nadziei. „On pewnie też będzie tęsknił za Tobą.”- powiedziała mama. „ … już tęsknię…” - zachlipała Edzia.